czwartek, 27 października 2016

Kocham, więc ufam


















Nie wyobrażam sobie, żeby mogło być inaczej. Nie ma opcji. Jest to dla mnie tak oczywiste jak to, że- o ile wcześniej nie nastąpi koniec świata- jutro będzie piątek albo jak to, że 2+2=4 :) wiem, wiem, matematykę na tym poziomie opanowałam do perfekcji ;)

A tak poważnie...

Mój Mąż jest w domu gościem- dosłownie. Z racji tego, jaką ma pracę, jest ciągle w trasie. Pamiętam, jak na początku, gdy zaczęliśmy się spotykać, zdarzało mi się słyszeć gdzieś za plecami stereotypowe hasełka typu: "Facet ma swoje potrzeby, zwłaszcza młody, i skoro bywa tak rzadko w domu, to gdzie indziej będzie szukał przygód." I wiele innych, podobnych. Nawet nie wiecie, jak mnie to wkurzało. Nienawidzę, po prostu nie toleruję (!) wkładania wszystkich do jednego worka. Nie można mierzyć każdego tą samą miarą. Fakt, że znajomy znajomego siostry ciotecznej brata kolegi nie umiał dochować wierności, nie oznacza, że w każdym podobnym przypadku inni faceci zachowają się tak samo.

Nigdy nie miałam podobnych obaw. Wręcz oczywistością było dla mnie, że jeżeli mamy być razem, to muszę zaakceptować Jego pracę i wszystko, co się z Nią wiąże. Bez zaufania ani rusz. Zarówno w związku "na odległość", jak i w każdym innym.

Ktoś może sobie pomyśleć, że jestem naiwna, że ślepo wierzę w wierność mojego Męża wobec mnie, podczas gdy tak naprawdę nie mogę mieć co do tego stuprocentowej pewności. Macie rację, za rękę Go nie prowadzę. Ale wiecie co? Przez te kilka lat bycia razem, ani raz przez myśl mi nie przeszło, żeby mieć wątpliwości co do Jego wierności. Serio, ani raz! Nigdy nie dał mi do tego podstaw. A ja nie jestem typem zazdrośnicy- podejrzewam, że ten związek by nie wypalił, gdybym Nią była ;)

Wszystko opiera się na zaufaniu. I na miłości. Kocham Go, więc nie wyobrażam sobie, żeby nie szło to w parze ze wzajemnym zaufaniem.

Wyobraźcie sobie, co by było, gdybym wraz z każdym Jego wyjazdem w trasę, robiła Mu sceny zazdrości... Domyślam się, co by było. Awantury, rzucanie talerzami albo czymkolwiek, co akurat byłoby pod ręką ;) a tak serio.. Szybki koniec tego małżeństwa, bo takiej atmosfery i wzajemnych bezpodstawnych pretensji nie przetrwałby żaden związek.

Wiem jednak, że nie umiałabym zaufać drugi raz, nie w tak istotnej kwestii...

Warto zaufać, zwłaszcza tej najważniejszej, ukochanej osobie. Ale trzeba też pamiętać, że będąc osobą, która jest obdarzona takim zaufaniem, trzeba zrobić wszystko, bo tego zaufania nigdy nie stracić. Bo raz stracone czy narażone na szwank, może już nigdy nie dać się odbudować... A wtedy może być za późno...

Czy warto ryzykować? Nie sądzę...


Zdjęcie dzięki:
https://www.google.pl/search?q=zaufanie+w+zwi%C4%85zku&biw=1366&bih=638&source=lnms&tbm=isch&sa=X&sqi=2&ved=0ahUKEwiX2dfvm_vPAhXTKywKHa-CBRMQ_AUIBigB#imgdii=XICbJgr3RdWJhM%3A%3BXICbJgr3RdWJhM%3A%3B_uQNJJrvD3ZnWM%3A&imgrc=XICbJgr3RdWJhM%3A



2 komentarze :

  1. Nie zostałaś zdradzona. Zdrada niszczy zaufaniw

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, wiem o tym. To jedyna rzecz, której bym Mężowi nie wybaczyła. Nie umiałabym...

    OdpowiedzUsuń