Nie było mnie tutaj przez tydzień. Tak, wiem. Może komuś przeszło przez myśl, że nie chciało mi się uruchomić laptopa, albo że brakło mi pomysłów na kolejny post. Albo że pewnie już mi się znudziło to całe blogowanie. No tak, bardzo możliwe.
Otóż nie. Powód jest inny. Niestety byłyśmy z Córeczką zmuszone na tydzień zamienić ukochany dom na szpital :( Infekcja dróg moczowych :( Malutka się rozchorowała i to do tego stopnia, że nie dało się uciec przed szpitalem. Tydzień, długi tydzień... Od soboty do piątku. Ale dopiero dziś "nadaję się" do pisania ;)
Zmęczenie fizyczne? Owszem. Spanie na kołdrze na podłodze, później na pożyczonym materacu. Choć ciężko było to nazwać spaniem. Raczej była to próba zmrużenia oczu, choć na chwilę. Szpitalne jedzenie, na które ja nie mogłam patrzeć (a które mogłam jeść tylko wtedy, gdy Malutka nie zjadła swojej porcji), ale najgorsze było dla Małej, ponieważ z racji, że nie lubi mleka, dostawała posiłki takie, jak dorosła osoba. I oczywiście nie chciała tego jeść. Więc organizacja dowozu jedzenia z domu dla Niej. Zakaz wychodzenia z sali na korytarz, żeby ograniczyć do minimum ryzyko zarażenia się jakimś dziadostwem od innych Dzieciaczków. Trudno wytłumaczyć takiemu Maleństwu, dlaczego musi siedzieć przez tydzień zamknięte w jednym malutkim pokoiku. Co ja mówię? Przecież to w ogóle nie jest możliwe! Dobrze, że nie musieliśmy dzielić sali z innymi Maluchami... Dla wszystkich byłoby to mocno uciążliwe.
Ale nigdy bym nie pomyślała, że tak bardzo wykończy mnie to psychicznie. Widzieć, jak bezbronne Dzieciątko cierpi, jak się męczy... Jak się boi, gdy tylko pielęgniarka do Niej podchodzi, by kolejny raz założyć nowy wenflon, podpiąć kroplówkę, zmienić opatrunek czy podać antybiotyk. Ile się Biedactwo opłakało, a ja przy Niej z tej bezsilności, to tylko my obie wiemy... :( słyszeć ciągły płacz innych Maluszków. Wszystkie takie bezbronne, maleńkie, cierpiące... :(
Czasami miałam ochotę jedynie usiąść gdzieś w kąciku i wyjść dopiero, gdy będzie po wszystkim... :( wiem, egoistyczne myślenie. Ale tak właśnie chciałam zrobić.
Cieszę się, że miałam wtedy przy sobie ludzi, na których mogłam liczyć i bez pomocy których nie wiem, jak dałabym radę... Nie dałabym rady, wiem to. Dzięki Nim po którejś z kolei nieprzespanej nocy, gdy ledwo stałam na nogach, mogłam choć na cenną chwilkę się położyć, odpocząć. Dzięki Nim w ogóle coś jadłam, mogłam się ogarnąć, chwilkę odsapnąć wiedząc, że moje Serduszko Malutkie jest w dobrych rękach. I mogłam się wygadać, żeby nie zwariować z nerwów i niepokoju.
Dziękuję! :) również za każde dobre słowo, słowo pociechy i otuchy :)
Dopiero w takich sytuacjach człowiek docenia, jak fajny jest każdy nudny dzień w domu.. :)
A tak na marginesie... zdołałam się przekonać, że- jak to kiedyś powiedziała moja Przyjaciółka- głupi ludzie mają zawsze głupie argumenty...
Córeczka ma się już dobrze, choć od wczoraj widzę, że przyplątało się przeziębienie :( ale walczymy z tym od razu, więc jestem dobrej myśli :)
Postaram się już być na bieżąco :) niech zdrowie nam dopisuje! ;)
Zdjęcie dzięki:
https://www.google.pl/imgres?imgurl=http%3A%2F%2Fs.babyonline.pl%2Fi%2Fchore-dziecko-w-szpitalu-ARTICLE_MAIN-53920.jpg&imgrefurl=http%3A%2F%2Fbabyonline.pl%2Fszpital-czy-przychodnia-brakuje-pediatrow%2Caktualnosci-artykul%2C18611%2Cr1p1.html&docid=aO_I8nPPFfnHKM&tbnid=Zc9omi7nGV877M%3A&w=620&h=300&bih=638&biw=1366&ved=0ahUKEwi72ID2kvPPAhUlJJoKHQQHDwEQMwiEAShPME8&iact=mrc&uact=8
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz