piątek, 27 stycznia 2017

Gdy emocje biorą górę i oblewasz egzamin z cierpliwości
















Przegrałam. Poległam. Zapieprzyłam jak dzik w sosnę...

Właśnie tak wczoraj o sobie myślałam. Jak o przegranej. No bo jak mam o sobie myśleć, skoro dałam się ponieść zmęczeniu i złym emocjom? Przerosło mnie niekończące się marudzenie mojego Dziecka, połączone z nieznośnym grymaszeniem, płaczem podczas ubierania po kąpieli jakbym Jej co najmniej niewyobrażalną krzywdę robiła, a na koniec wymowne okazanie mi, że lepiej Małej u babci, niż ze mną...

Starałam się nie dać sprowokować, być cierpliwa, znieść wszystko. 10 głębokich wdechów branych po raz któryś z kolei nie pomogło. Niestety... Staram się być dobra, ale nie jestem i nigdy nie będę idealna. Czy dlatego mi się nie udało? A może jako Matka mam prawo do takiej słabości? No bo jak wiele można czasami znieść? Wiele, ale na pewno nie wszystko. Każda czara kiedyś się przeleje...

Powiedziałam, że mam dość tego wszystkiego, wyszłam z pokoju, zamknęłam za sobą drzwi, widząc na koniec, jak Córka wtula się w babcię. Pobiegłam na górę i się rozpłakałam...

Mądre to to z pewnością nie było... :(

Nigdy w życiu nie miałam tak cholernie dość, jak wczoraj. Nie wiem, czy to kwestia gorszego dnia mojej Małej czy Jej przesadnego rozpieszczenia i przywiązania do babci... A może ktoś wykorzystał moment mojej nieuwagi i podmienił mi Dziecko? Nawet to zaczęłam brać pod uwagę :/

A może wina leży po mojej stronie? Może to ja miałam zły dzień? Przecież Matka zawsze powinna być oazą spokoju i cierpliwości... Jasne, gdybym była chodzącym ideałem, to na pewno. Ale nie jestem, więc i moja cierpliwość i tolerancja mają pewne granice, nie tak rozległe, żeby nie dało się ich przekroczyć. Wczoraj niestety się udało...

Nie jestem z tego dumna. Odbieram to jako swoją porażkę... Bo dałam się ponieść emocjom.

Ale, choć może to wydawać się dziwne, nawet taka sytuacja przyniosła coś dobrego. Chyba potrzebowałam tego, żeby się w końcu wyryczeć porządnie :D jakkolwiek by to nie brzmiało, czasami ma się wszystkiego tak bardzo dość, że można mieć wrażenie, że zaraz wyjdziemy z siebie i staniemy obok. Dosłownie! Znacie to uczucie? Nie trzeba być Mamą, żeby znać...

Dziś patrzę na to inaczej. Ale jeden wniosek się nie zmienił. Mój Urwisek za bardzo nauczył się wykorzystywać swoją pozycję w tym domu i to musi się trochę zmienić, zanim wejdzie nam na głowę...



Zdjęcie dzięki:
https://www.google.pl/imgres?imgurl=http%3A%2F%2Focdn.eu%2Fimages%2Fpulscms%2FYjc7MDA_%2Fcac278ea03be034ca4b60f945d3d60d8.jpg&imgrefurl=http%3A%2F%2Fwww.fakt.pl%2Fwydarzenia%2Fpolska%2Fszczecin-matka-dostala-zaproszenie-od-zmarlego-syna%2Fez3j62q&docid=pVrDOXExFV0DDM&tbnid=RLbZ45427CruSM%3A&vet=1&w=5608&h=3153&bih=638&biw=1366&q=za%C5%82amana%20matka&ved=0ahUKEwj2-aH7p-LRAhUDAZoKHdpCBOkQMwhFKCIwIg&iact=mrc&uact=8



środa, 25 stycznia 2017

A gdy znajdę chwilkę dla siebie...

























Wtedy sięgam po książkę. Odkąd moja Pociecha jest na świecie, tego wolnego czasu nie jest za wiele... Najczęściej wieczorami, gdy Malutka słodko śpi, o ile oczywiście nie wygra chęć położenia się wcześniej spać ;)

Kiedyś, kiedyś, na biedronkowej promocji, dosłownie za grosze, wpadła mi w ręce taka właśnie książka. Na film nie udało nam się wybrać, żałuję, bo podobno wart obejrzenia. Ale ostatnio udało mi się znaleźć czas, żeby zacząć ją czytać.

A książka nie taka zwykła, bo w formie rozmowy między autorem, a kobietami, które poznały, co znaczy pracować w policji. Bez słodzenia, bez przebierania w słowach, bez cenzury. Oczywiście, można się zastanawiać, na ile autentyczne jest to, o czym mówią rozmówczynie. A może wszystko jest wytworem wyobraźni autora? Możliwe... To już pozostawiam pod rozwagę każdemu z osobna, ale jak dla mnie, wszystko o czym przeczytałam, wydaje się realne. Może nie zawsze miłe i przyjemne, ale na pewno dotkliwie rzeczywiste.

Nie żałuję, że ją kupiłam, a tym bardziej nie żałuję, że przeczytałam. Zrobiłabym to w jedno popołudnie, gdyby nie mój Malutki Odwracacz Uwagi :) rozumiecie, obowiązki Mamy przede wszystkim ;)

Książkę mogę śmiało polecić. Jeśli ktoś oczywiście gustuje w tego typu czytadłach :)

Pora poszukać następnej, wolnego czasu na czytanie poszukam w drugiej kolejności ;)


wtorek, 24 stycznia 2017

Mówię "NIE!" świadomemu zarażaniu mojego Dziecka!



















Być może niektóre z Was, czytając już sam tytuł posta, zdążyły pomyśleć, że coś mi się w głowie poprzestawiało. Otóż nie. Fizycznie mam się dobrze, w głowie namieszane jak zwykle ;) czyli wszystko w normie.

No ale przecież pomysł na post nie wziął się znikąd, pomyślicie. Dokładnie. Coś mnie ku temu popchnęło, jak zawsze.

Napisała do mnie koleżanka, która ma kilkumiesięcznego Synka. Umówmy się, ja też jestem wyrozumiała i potrafię zrozumieć, że są ludzie, zwłaszcza nasi bliscy, którzy widząc Maluszka, po prostu nie są w stanie się powstrzymać przed pocałowaniem Go. Nie jestem Matką, która obsesyjnie boi się wszelkich bakterii czy zarazków. Gdyby tak było, to chyba nigdzie bym z Malutką nie wychodziła, z nikim się nie spotykała, a po domu biegała nieustannie z mopem, żeby tylko podłoga była perfekcyjnie czysta, bo Maluch dużo się na niej bawi, a potem wiadomo- łapki do buziaczka...

Ale jak czytałam wiadomość od tej koleżanki, to ciśnienie mi tak skoczyło, że teraz się zastanawiam, czy jeszcze potrzebna mi kawa, na którą chwilę wcześniej miałam ochotę. Wybrała się Ona z Maluszkiem do teściów, a ci, mimo Jej dezaprobaty- całowali Malca ile wlezie i gdzie się da. Powinno się szanować stanowisko Matki, która mówi, że nie życzy sobie, żeby całować Jej Dziecko w usta czy rączki, które później trafiają do buźki, zwłaszcza jeśli jest to kilkumiesięczny Maluszek, który często łapie infekcje...

A karygodne jest dla mnie, gdy osoby przeziębione całują Szkraba! No litości! Czy dorosłym ludziom naprawdę aż tak może brakować wyobraźni?! Dla Matki nie ma nic gorszego, niż chory Maluszek, nawet jeśli w grę wchodzi tylko przeziębienie. Przede wszystkim jest to udręka dla Dzieciątka, lawirowanie pomiędzy lekarzami, faszerowanie lekami. A może mogłoby się obejść bez tego wszystko, gdybyśmy tylko czasami się zastanowili przez chwilę, zanim chorzy zbliżymy się do Malucha?

Ja kiedyś też nie umiałam się odezwać, ale bardzo szybko zmieniłam podejście, bo to ja decyduję o swoim Dziecku, a inni powinni to uszanować. Zwłaszcza w kwestii zdrowia! Dlatego jeżeli mam do kogoś jechać z Małą, a wiem, że ktoś tam jest chory, to wstrzymuję się. Dla dobra Pociechy. Bo jeżeli mogę Ją przed czymś ustrzec, to czemu miałabym tego nie robić?

Przestałam się przejmować tym, co pomyślą inni, bo zbyt dobrze wiem, co to nieprzespane z powodu gorączki noce, ciągły płacz i marudzenie Malca i udręka, gdy Matka patrzy, jak Dzieciątko się męczy, a Ona może tylko podawać leki, tulić i czekać, aż przejdzie. Nie chcę tego fundować swojej Córeczce. Nie muszę, mam wybór!

Warto kategorycznie mówić innym, że z czymś się nie zgadzamy, jeżeli dotyczy to naszej Pociechy. Mądry człowiek zrozumie, niemądry zapewne się obrazi i trzeba będzie Mu to powtarzać do znudzenia. Ale może kiedyś zapamięta i zacznie szanować nasze zasady?

Zdrowie Maluszka jest najważniejsze, prawda Drogie Mamy? :)

I tej właśnie najwyższej wartości Wam i Waszym Pociechom życzę! :)


Zdjęcie dzięki:
https://www.google.pl/imgres?imgurl=http%3A%2F%2Fi.iplsc.com%2Fgrypy-nie-leczymy-antybiotykiem%2F0001OQ7Q2DOBKWWT-C122-F4.jpg&imgrefurl=http%3A%2F%2Fkobieta.interia.pl%2Fzdrowie%2Fnews-antybiotyk-nie-pomoze-na-przeziebienie%2CnId%2C615453&docid=DS_xUx72qwtIgM&tbnid=nr_rO0dqaXFanM%3A&vet=1&w=625&h=455&bih=638&biw=1366&q=osoba%20przezi%C4%99biona%20i%20dziecko&ved=0ahUKEwi3r4nX4drRAhULS5oKHaUUBmYQMwgsKBIwEg&iact=mrc&uact=8



poniedziałek, 23 stycznia 2017

Sama umiem pokierować własnym życiem. Nie potrzebuję do tego żadnych doradców.















Znacie to? Czy może ja jestem w tej kwestii jakimś wyjątkiem i tylko mnie szlag trafia, gdy ktoś próbuje poukładać moje życie po swojemu?

Chyba najbardziej irytujący tekst, jaki można usłyszeć po tym, jak ktoś właśnie narzucił Ci bezceremonialnie swoje zdanie, to: "JA SIĘ NIE WTRĄCAM, ZROBISZ JAK UWAŻASZ". Ciśnienie podskakuje niebezpiecznie do trzystu i wiesz, po prostu czujesz, że zaraz wybuchniesz. Pewnie, że zrobię po swojemu, nie potrzebuję na to Twojej czy Twojej zgody. Szkoda, że najwyraźniej Ty tego nie rozumiesz!

Rozumiem chęć pomocy. Ale nienawidzę, gdy ktoś mówi mi, co i jak mam robić, jakbym nie miała swojego rozumu albo była nadal Dzieckiem. Irytacja jest tym większa, im bardziej doradztwo dotyczy błahostki. Też tak macie?

Doradztwo doradztwem... Wyższa szkoła jazdy to mówienie, co konkretnie mamy zrobić. Nie podpowiedź czy "złota rada", tylko kategoryczne oświadczenie, że trzeba to zrobić tak i kropka! A Ty złośliwie myślisz sobie, że właśnie spotkało się białe z czarnym. No po prostu bardziej przeciwstawnych wobec siebie rozwiązań wymyślić się nie dało. Czemu tak trudno trafić na "doradcę" myślącego tak samo, jak my? Nie mam pojęcia... A może zwyczajnie dlatego, że osoba o identycznym rozumowaniu nie będzie miała czego nam narzucać. Tak, to logiczne :)

Najgorzej jest chyba wtedy, gdy chodzi o wychowanie Dziecka. Przerobiłam to w prawo i lewo. Każdy wie lepiej od Ciebie. Spróbuj się przeciwstawić... Kłótnie nie będą miały końca, zapewniam! Chyba, że "doradca" zrozumie, że przesadza i spuści z tonu. Oby!

W każdym razie ja mam już serdecznie dość tego, że ciągle znajduje się ktoś, kto próbuje narzucać mi swoje zdanie, które przeważnie obchodzi mnie tyle, co zeszłoroczny śnieg oo!

Szanowny "doradco"! Zanim zaczniesz się wtrącać w cudze życie, najpierw łaskawie zapytaj, czy ktoś tego potrzebuje. Będziemy wdzięczni! I mniej nerwowi...

:)



















OTÓŻ TO!!!



Zdjęcie dzięki:
https://www.google.pl/imgres?imgurl=http%3A%2F%2Fi.zdrowie.wp.pl%2Fgfx%2Fwpfitnes%2Fpl%2Fdefaultaktualnosci%2F108%2F813%2F1%2F1613407598.jpg&imgrefurl=http%3A%2F%2Fzdrowie.wp.pl%2Fzdrowie%2Fwirtualny-poradnik%2Fart813%2Cszumy-w-uszach-jak-sobie-z-nimi-radzic-.html%2F%3FkPage%3D4&docid=MHyXV6MG0YjUpM&tbnid=kdlqHEVRh-k4fM%3A&vet=1&w=448&h=230&bih=638&biw=1366&q=zatyka%C4%87%20uszy&ved=0ahUKEwiKna33m9nRAhUHjiwKHek2AC8QMwgeKAQwBA&iact=mrc&uact=8

https://www.google.pl/imgres?imgurl=http%3A%2F%2Fczymzajacmalucha.pl%2Fwp-content%2Fuploads%2F2014%2F03%2Fplakat-510x359.png&imgrefurl=http%3A%2F%2Fczymzajacmalucha.pl%2Finne-wpisy%2F286-zyj-swoim-zyciem-daj-zyc-innym-po-swojemu.html&docid=bYLEP3FP-zUixM&tbnid=ETNZ5QMyDHxGmM%3A&vet=1&w=510&h=359&bih=638&biw=1366&q=wtr%C4%85canie%20si%C4%99&ved=0ahUKEwjGm7GXm9nRAhUCkRQKHXsgDbw4ZBAzCCsoKTAp&iact=mrc&uact=8




czwartek, 19 stycznia 2017

Młoda Matka potrzebuje zrozumienia i wsparcia, a nie ciągłej krytyki i pouczania!


Przerobiłam to. Aż za dobrze pamiętam tamten czas, trudny czas. Początki nigdy nie są łatwe, ale początki macierzyństwa to jest kosmos...

Niby wszystko jest takie oczywiste, poradniki krok po kroku wszystko tłumaczą. Przecież to nie może być aż tak skomplikowane, Każda kobieta to ogarnia, więc czemu ja miałabym nie dać rady?

Ale przeszkody piętrzą się i piętrzą... Mijają tygodnie, miesiące, a Tobie wcale nie jest łatwiej. Dużo już wiesz, dużo umiesz, ale ciągle pojawia się coś nowego. Jedna rzecz natomiast się nie zmienia...

Nieustanna krytyka, "złote rady" i pouczanie. A młoda Mama, niedoświadczona, przerażona nową życiową rolą, poddaje się temu, co słyszy od wszystkich dokoła. Słucha innych, bo wierzy w ich doświadczenie... Nawet, jeśli serce i rozum podpowiadają Jej, że powinna coś zrobić inaczej, to brak Jej odwagi i wiary w siebie.

Dochodzi do tego, że czujemy się bezużyteczne, niepotrzebne... Przecież każdy wie lepiej od nas, czego potrzebuje nasz Maluszek, wszyscy potrafią lepiej się Nim zająć. Non stop słyszymy tylko, że coś robimy źle, że powinnyśmy to zrobić tak i tak. Nieustanna krytyka. Ile można wytrzymać?

Jeżeli w takiej sytuacji nie mamy nikogo, kto stanie po naszej stronie, wesprze nas i powie, że wszystko, co robimy, robimy dobrze, to zaczynamy się czuć nic niewarte jako Matki. Nie na nic gorszego, niż takie uczucie... Najgorsza rzecz, jakiej można doświadczyć na starcie. I bardzo trudno się z tego otrząsnąć, uwierzyć w siebie... :(

Drogie Mamy! :) uwierzcie w siebie! Jesteście najlepsze dla swoich Pociech, nawet jeśli nie wszystko jeszcze wiecie i potraficie. Tego będziecie się uczyć przez całe życie. Mądre rady- ależ oczywiście, są potrzebne. Ale nie pozwólmy, żeby ktoś zawładnął naszym życiem i próbował przejmować naszą rolę...

Początki są trudne, ale macierzyństwo wynagradza wszystko :) zapewniam! :)


Zdjęcie dzięki:
http://estrefazdrowia.pl/mamy-i-dziecka/depresja-poporodowa-czy-baby-blues/



poniedziałek, 16 stycznia 2017

Gdy patrząc w lustro, widzisz jedynie niedoskonałości...


















Wiem, że nie każda z nas, stojąc przed lustrem, najchętniej odwróciłaby wzrok gdziekolwiek, byle nie patrzeć na swoje odbicie. Nie każda kobieta skrzywi się na taki widok, nie na każdej kobiecej twarzy pojawi się grymas niezadowolenia, czy wręcz zawodu. Ale ostatnio zdążyłam zauważyć, że zdecydowanie mniej pośród nas jest takich właśnie kobiet. Pewnych siebie, przekonanych o własnej wartości, akceptujących swoje ciało...

I poniekąd trudno się dziwić...

Otwierasz czasopismo i widzisz Chodakowską czy inną Lewandowską, z idealnym ciałem, pewną siebie. Nie zastanawiasz się nad tym, że zapewne ciężko zapracowały na swoją figurę. Myślisz tylko o tym, że nie wyglądasz tak, jak One.

W internecie też nie trzeba się wysilać, żeby znaleźć miliardy milionów zdjęć perfekcyjnie wyglądających modelek, aktorek czy celebrytek. Przez myśl przechodzi Ci, że powinni Im płacić za sam wygląd i prezencję.

Telewizja niestety też nie będzie wyjątkiem. Wszędzie kobiety idealne, z nienagannym makijażem, starannie ułożonymi włosami, wypielęgnowanymi paznokciami. Zawsze uśmiechnięte. Jesteś tak wpatrzona, że nawet nie dostrzegasz, jak bardzo wymuszony jest niejednokrotnie Ich uśmiech.

Gdzie w tym wszystkim miejsce dla Ciebie?

A więc teraz Ty. Stajesz przed lustrem i co widzisz? Zadbaną kobietę, czy zmęczoną codziennymi obowiązkami żonę i matkę? Przecież jedno nie musi wykluczać drugiego! :)

Prawda jest jednak taka, że im mniej masz czasu dla siebie, im bardziej jesteś zmęczona codziennością, tym mniejsze jest poczucie Twojej wartości... Tak, piszę o sobie. Ale też o Tobie i Tobie. Bo jest nas mnóstwo...

Widzimy szarą, zmęczoną twarz, bez grama makijażu. Zaniedbane włosy, związane w zrobiony na szybko kucyk. Wygodny, lecz mało elegancki dres. No ta masz wpływ. Ale schody się zaczynają, gdy uważasz siebie za gorszą, bo masz cerę z problemami, a to za duży nos, a to uszy mogłyby być mniejsze i bardziej przylegające, usta nie takie, podbródek wystający, a to biust już nie ten, a to garbić Ci się zdarza. Dla większości najgorsze są zbędne kilogramy. I tak dalej, i tak dalej.. Można by wymieniać tak długo, jak wiele jest niedowartościowanych kobiet na świecie.

Stoisz więc przed lustrem i wydłużasz listę. Przecież idealne kobiety tak nie wyglądają. One są perfekcyjne w każdym calu, czemu więc Ty nie jesteś?

Wiesz, na czym polega problem? Na tym, że wszyscy wokół akceptują Cię taką, jaka jesteś, bo jesteś wyjątkowa, a jedynie Ty siebie nie akceptujesz... Uwierz we własną wyjątkowość :) nie musisz wyglądać jak modelka czy miss, by wyglądać dobrze i czuć się dobrze! :) znajdź chwilkę, by zrobić coś dla siebie :)

Liczy się to, co mamy w środku. Tylko po tym można oceniać człowieka. Nie po tym, jak wygląda. A Ty jesteś wyjątkowa, udowadniasz to każdego dnia! :)

Sama muszę zacząć w to wierzyć ;) :* bo wierzę w prawdziwość wszystkiego, co tutaj piszę...

Dobranoc :)


Zdjęcie dzięki:
https://www.google.pl/imgres?imgurl=http%3A%2F%2Fs.babyonline.pl%2Fi%2Fkobieta-lustro-sprzatanie-szczesliwa-kobieta-zmeczenie-GALLERY_MAIN-29809.jpg&imgrefurl=http%3A%2F%2Fbabyonline.pl%2Fszczesliwa-mama-jak-zostac-szczesliwa-mama-i-kobieta%2Cokiem-mamy-artykul%2C15008%2Cr1p1.html&docid=VWSc6YDuN0V_JM&tbnid=RQR7f5TQ_ctWYM%3A&vet=1&w=614&h=415&bih=638&biw=1366&q=kobieta%20i%20lustro&ved=0ahUKEwjz6_z6zcfRAhVJWiwKHRy-CPgQMwglKAswCw&iact=mrc&uact=8



sobota, 14 stycznia 2017

Gdy Babcia staje się ważniejsza, niż Mama


















Czytając tytuł posta, może któraś z Was pomyśli, że mocno uderzyłam o coś głową, zanim wzięłam się za pisanie. Otóż nie, żaden wypadek mi się dzisiaj nie przydarzył... Na szczęście!

I być może dla wielu kobiet jest to temat, który kompletnie Ich nie dotyczy. Szczęściary! Ja niestety na własnej skórze przekonałam się, jak to jest, gdy Babcia potrafi Maluchowi zastąpić cały świat.

Nie od dziś wiadomo, że Babcie są od rozpieszczania i przychylania nieba swoim wnukom. Taka ich rola, taki przywilej. Ale, jak już kiedyś pisałam, nie daje Im to pozwolenia na łamanie wyznaczonych przez Rodziców zasad...

Moja Pociecha otworzyła mi dziś oczy na to, jak postrzega moją Mamę. Wiedziałam, że jest do Niej bardzo przywiązana itd. Ale gdy dziś Mama miała wolne i spędziła cały dzień w domu, to ja przestałam poznawać własne Dziecko. Zupełnie, jakby mi ktoś Szkraba podmienił... I wiem, że dzieje się tak dlatego, że mieszkamy z moimi Rodzicami i Mała spędza z Nimi sporo czasu.

Nie było mowy, żeby Babcia odeszła od Małej choćby na krok, bo ta od razu zanosiła się płaczem. O przeraźliwym krzyku już nawet nie mówię... I tak przez cały dzień! Na zmianę płacz i marudzenie, jeśli Babcia próbowała choćby na sekundę oderwać się od Małej.

Mnie kompletnie nie zauważała... Dokładnie tak, jakbym była powietrzem. Z każdym problemem biegła do Babci, która głaskała, tuliła, całowała, nosiła. Pocieszała... Ja to robię każdego dnia. Dlaczego więc dziś byłam zbędna? Czemu nie byłam pierwszą osobą, do której Córeczka pobiegła, gdy działo się coś złego? Nie wiem...

Szczytem było, gdy Niunia, która słowo "Mama" wymawia dopiero od kilku dni i to co najwyżej tyle razy dziennie, ile palców u jednej ręki, mówiła tak do Babci... I jak mi miało nie być przykro? :(

No ale oczywiście.. Przecież to ja jestem ta zła, która mówi, że czegoś robić nie wolno. To ja ustalam granice, to mi zdarza się podnieść głos. Dlaczego więc miałaby mnie wybrać, skoro Babcia ma niekiedy większą cierpliwość, większą wyrozumiałość i czasami nagina moje zasady?

Czy Maleństwo potrafi zrozumieć i docenić to, co Matka robi dla Niego każdego dnia? A może ponad to dostrzega przywileje ze strony Babci?

Czuję, że dziś poległam... :( Nie pamiętam, kiedy ostatnio poczułam się tak kiepsko, jako Matka. Żeby nie powiedzieć, że do dupy... Staram się dla Niej każdego dnia, a mimo tego nie umiem się pozbyć wrażenia (nawet, jeśli nie jest prawdziwe), że moja Pociecha woli Babcię od swojej Mamy...

Patrzę na Nią, jak słodko śpi... Najcudowniejszy widok na świecie! <3 :)

Może jutro będzie lepszy dzień, mam taką nadzieję...

Dobranoc, cześć, czołem :)


Zdjęcie dzięki:
https://www.google.pl/imgres?imgurl=http%3A%2F%2Fstatic.ebobas.pl%2Fimg%2Farticles%2F152%2F123541808974-w602.jpg%3F_v%3D1481287894&imgrefurl=http%3A%2F%2Febobas.pl%2Fartykuly%2Fczytaj%2F152%2Fporady%2Fbabcia-niania-czy-zlobek&docid=aFm4JQkZpBd8cM&tbnid=tk5WygcEVGay5M%3A&vet=1&w=425&h=282&bih=638&biw=1366&q=babcia%20i%20wnuki&ved=0ahUKEwjg98vExsLRAhXDKJoKHZGuAmQQMwhKKCcwJw&iact=mrc&uact=8#h=282&vet=1&w=425



piątek, 13 stycznia 2017

Najgorsza praca to ta, której nikt nie docenia



















Otóż to! Przynajmniej ja tak uważam.

I ośmielam się stwierdzić, że chyba w całym kosmosie nie ma kobiety, która byłaby oazą spokoju patrząc, jak ktoś nie szanuje i nie docenia Jej codziennej pracy. Tak, tak. Pracy! Bo to wszystko, co każdego dnia robimy w domu, to jest praca. Niekończąca się, powtarzana każdego dnia, aż do znudzenia, praca. I nie ma ona nic a nic wspólnego z siedzeniem, jak to niektórym zdarza się podsumować.. Ot takie przejęzyczenie, tak? A we mnie aż się gotuje, gdy słyszę teksty, że kobieta w domu to przecież nic nie ma do roboty, no bo co to za robota sprzątanie, prasowanie, gotowanie. I jeszcze zajmowanie się Malcem. Albo kilkoma Malcami.

Ugotujesz, zjedzą, ogarniesz cały zawalony garami zlew i nim się obejrzysz, znowu mieszasz w garnkach, bo wołają, że głodni.

Zrobisz pranie, wyprasujesz, jeszcze dobrze nie złożysz ubrań, a już w łazience piętrzy się solidny stos czekający na kolejne pranie.

Umyłaś podłogi, ale miałaś pecha. Twoja Pociecha miała przypływ artystycznej weny, czego dała wyraz smarując kaszką na podłodze prawdziwe arcydzieło. Myślisz- aż żal zmywać, takie wyszło ładne. Ale ta myśl przychodzi w drugiej kolejności. W pierwszym odruchu ręce Ci opadły, a ciśnienie niebezpiecznie skoczyło do trzystu.

Odkurzanie mogłoby być nawet przyjemne, gdyby nie to, że Urwisek zdążył na dywanie pokruszyć chrupki zanim Ty zdążyłaś odkurzyć do końca. "Zabawa" zaczyna się więc od nowa. I zdaje się nie mieć końca... A Tobie w ułamku sekundy przebiegło przez myśl, że może chociaż jeden chrupek trafi do buzi, zamiast na dywan. Nadzieję mieć można, nie zaszkodzi..

Karmienie Malucha. Do niewtajemniczonych- "Co może być trudnego w nakarmieniu Dziecka?!". Dla matki jest to czasami nie lada wyczyn i walka z wiatrakami jednocześnie. Bywa, że na myśl o zbliżającym się karmieniu masz ochotę uciec gdzie pieprz rośnie. Sama miałam okazję doświadczyć tej wątpliwej "przyjemności", więc wiem, o czym mówię. Lekko nie jest, zwłaszcza gdy Pociecha nie kwapi się, żeby trochę mamusi ułatwić zadanie. I nawet najładniejsze na świecie proszenie nic nie daje... Jak widać, Dziecko nie tak łatwo przekupić, a przynajmniej nie w kwestii jedzenia... :D w każdej innej mogłoby się udać ;)

Sprzątanie zabawek. Robiłaś to dzisiaj już tyle razy, że przy trzydziestym podejściu przestałaś liczyć. W końcu dochodzisz do wniosku, że najlepiej będzie zrobić "dróżkę" pośród morza zabawek, żeby tylko dało się przejść z jednego końca pokoju w drugi. Generalne sprzątanie będzie miało sens jedynie po tym, jak Maleństwo lub Maleństwa pójdą spać. A rano znów to samo...

Usypianie... To wbrew pozorom nie zawsze jest takie lekkie, łatwe i przyjemne. Oczami wyobraźni już widzisz siebie w wannie wypełnionej po brzegi gorącą wodą :) mmm jak przyjemnie... No tak, Maluchowi nie śpieszy się do spania tak bardzo, jak mamie do kąpieli. Jest to tak oczywista oczywistość, że aż czasami zdarza nam się o tym na chwilę zapomnieć... No więc tulimy, ewentualnie kołyszemy, gładzimy, znowu tulimy i tak w kółko. Trudno się oprzeć wrażeniu, że my zasnęłybyśmy nawet bez tulenia, kołysania i innych przyjemności, wystarczyłoby tylko łóżko :) Ale Dzieciątko to stworzenie wymagające, ewidentnie! :) więc dalej tulimy, tulimy, tulimy... Po dwóch godzinach śpi! Sukces! :) a Ty jesteś tak szczęśliwie zmęczona, że dzisiaj wybierzesz jednak prysznic, zamiast wanny, a długą kąpiel przełożysz na kiedy indziej... :)

Czy naprawdę tak mało robimy każdego dnia, że nie ma czego doceniać? Może to nie to samo, co praca na wysokim stanowisku, ale czy jest od niej mniej ważna? Nie sądzę...

Dlatego zamiast głupio pytać matkę, co dziś takiego robiła, że jest zmęczona, może warto spojrzeć na posprzątane mieszkanie, ugotowany obiad, świeże pranie, a przede wszystkim na zadbane, uśmiechnięte i szczęśliwe Dziecko i docenić Jej pracę. Bo jest co doceniać, serio! ;)

Najbardziej boli wysiłek, którego nikt nie zauważa i niedocenione starania... Pamiętajmy o tym, zanim komuś powiemy, że obiad jest przesolony, na podłodze są zacieki, dywan mógłby być lepiej odkurzony, a pranie lepiej wyprasowane... ;) itd. itd.

Drogie Panie! :) niech moc będzie z Nami! :D :)


Zdjęcie dzięki:
https://www.google.pl/imgres?imgurl=http%3A%2F%2F4.bp.blogspot.com%2F-cIyg0rQYaHQ%2FVqfPqmM2dkI%2FAAAAAAAAArU%2FpC0Ouiopljw%2Fs1600%2Fpt1.jpg&imgrefurl=http%3A%2F%2Fwww.pinkthink.pl%2F2016%2F01%2Fz-pamietnika-wkurwionej-matki.html&docid=gsmjzk6td9EZeM&tbnid=YxOaB6km6k-7fM%3A&vet=1&w=736&h=519&bih=638&biw=1366&q=matka%20sprz%C4%85ta&ved=0ahUKEwikrpXU0b_RAhWpFZoKHX4pC74QMwguKBIwEg&iact=mrc&uact=8



wtorek, 10 stycznia 2017

Mama bierze wolne




















No co? Przecież każdemu wolno pomarzyć :D

Jak na razie nikt jeszcze nie wpadł na to, jak opodatkować marzenia, więc trzeba korzystać :)

Ja rozumiem, że my, jako Mamy, wykonujemy najcudowniejszy "zawód" pod słońcem, ale w każdej pracy urlop się należy, no nie? Zwłaszcza tak bardzo zasłużony, niekiedy tak niesłychanie potrzebny. No więc idziemy :)

Hola, hola.. Aż tak dobrze być nie może, no a jakże. Problemy zaczynają się już na początku. Nasz osobisty Szef Wszystkich Szefów ani myśli pozwolić nam odejść na dłuższą chwilę choćby na metr od siebie. W takim przypadku wniosek o "urlop" zostaje odrzucony jeszcze zanim wylądował na stoliczku Prezesa. Wariant bardziej optymistyczny zakłada, że Prezes wniosek przyjmie. Świadczyć o tym będzie podejrzana cisza przy próbie oddalenia się w stronę drzwi wyjściowych..

Dobra, krok pierwszy za nami (załóżmy). "Urlop" przyznany, ale pracować ktoś przecież musi, nie ma lekko. Tak więc krok drugi wcale nie będzie łatwiejszy, od pierwszego. Teraz Mama na swoje miejsce musi sobie znaleźć zastępstwo. Chętnych ze świecą trzeba będzie szukać.. I niby dlaczego? Przecież praca wspaniała, tylko ogromnie odpowiedzialna. Wynagrodzenie wyższe niż średnia krajowa, tylko wypłacane w specyficznej walucie, zwanej Uśmiech, Przytulenie i Buziaczek. Praca na pełny etat, umowa na czas nieokreślony. No i gdzie ten las rąk? Chyba trzeba będzie pomyśleć o okularach, bo żadnego lasu nie widzę :D

W wariancie optymistycznym znajdzie się jakaś dobra dusza, która zgodzi się nas zastąpić podczas naszego "urlopu". Czyli po tej całej biurokracji w końcu mamy wolne! Hurra! :D

Wszystko pięknie ładnie, ale z każdego urlopu trzeba kiedyś wrócić do pracy. Nie ma, że boli. Ale przecież do takiej pracy aż chce się wracać, prawda? <3 :) zwłaszcza, gdy zdążyło się trochę podładować baterie :) a Szef, choć względnie wyrozumiały, zdążył się za nami stęsknić, czemu da wyraz, witając nas na powitanie przytuleniem i najsłodszym uśmiechem na świecie :) :)

Nam też, Drogie Mamy, należy się chwila dla siebie, obowiązkowo! Nawet, jeśli miałaby to być tylko chwila na spokojną, odprężającą kąpiel.

A teraz tak zupełnie serio :D biurokracja biurokracją, ale ja utknę na pewno w kroku drugim (o ile w kroku pierwszym uda mi się po cichutku niepostrzeżenie wymknąć z domu), więc o "urlopie" mogę sobie co najwyżej pomarzyć... ;)

Ale Was zachęcam do składania wniosków, a nóż się uda ;) może właśnie Wasz Prezes będzie w dobrym humorze, a i zastępstwo się napatoczy. Kto wie, warto próbować! :)


Zdjęcie dzięki:
https://www.google.pl/imgres?imgurl=http%3A%2F%2Fi.wp.pl%2Fa%2Ff%2Fjpeg%2F30136%2Fzas.jpeg&imgrefurl=http%3A%2F%2Fkobieta.wp.pl%2Fprzedslubny-relaks-w-spa-5982672477536897a&docid=rbqaj-t90SkMYM&tbnid=_QlYbStfyNlH4M%3A&vet=1&w=440&h=330&bih=638&biw=1366&q=kobieta%20si%C4%99%20relaksuje&ved=0ahUKEwjm6qD2ubjRAhXBcFAKHeUpDzw4ZBAzCAsoCTAJ&iact=mrc&uact=8#h=330&vet=1&w=440



poniedziałek, 9 stycznia 2017

Mam dość! Mogę? Pewnie, że mogę!

















Serio! Ty też możesz. I Ty. I jeszcze Ty!

Przecież nie jesteśmy maszynami, a nawet te niekiedy nie ogarniają. Ile więc może znieść taka idealnie niedoskonała kobieta? Z pewnością wiele, ale nie nieskończenie wiele...

Też macie wrażenie, że życie czasami kopie nas po tyłku z taką częstotliwością, jakby brało udział w jakichś zawodach i robiło to na czas? Bo ja tak właśnie zaczynam myśleć. Tylko czy mnie ktoś zapytał, czy chciałabym brać w tym udział?! Miło by było, gdyby moje zdanie miało w tej kwestii choćby maleńkie znaczenie, ale nie- samego zainteresowanego nikt o zdanie nie pyta. O tym niestety zapomniałam.

Macie takie dni, że chciałybyście się po prostu poddać? Wyjąć tak długo ukrywaną białą flagę i pomachać nią zza okopu w stronę losu? Bo ja czasami bym chciała. I wiecie co mnie przed tym powstrzymuje? Tylko fakt, że życie nic sobie z tej mojej kapitulacji nie zrobi. Nawet nie będzie próbowało udawać, że moje poddanie się zrobiło na nim wrażenie. Dalej będzie biegło po swojemu, taranując niekiedy wszystko, co spotka na swojej drodze...

Nowy rok niedawno się zaczął, a ja już najchętniej wcisnęłabym przycisk "Przewiń do przodu" i zatrzymała dopiero wtedy, gdy zobaczyłabym w końcu coś pozytywnego na horyzoncie. Co zatem stoi na przeszkodzie? Nie mogę tego przycisku znaleźć, chyba zapomnieli dołączyć do instrukcji obsługi tej machiny, Upsss.. Instrukcji też nie dali, okazuje się... Trudno, trzeba sobie radzić samemu. Jak zwykle! Pff, też mi nowość...

Dziś naprawdę chciałabym móc skapitulować... Przerasta mnie to wszystko, co dzieje się wokół mnie. Proszę o hektolitry sił i ocean wytrwałości, jakby ktoś miał w nadmiarze ;) chętnie przyjmę! :)

Dobrej nocy. Oby jutrzejszy dzień malował się w cieplejszych barwach, tego życzę nam wszystkim! :)


https://www.google.pl/imgres?imgurl=http%3A%2F%2F3.s.dziennik.pl%2Fpliki%2F9593000%2F9593192-zdenerwowana-kobieta-643-385.jpg&imgrefurl=http%3A%2F%2Fkobieta.dziennik.pl%2Ftwoje-emocje%2Fartykuly%2F534257%2Cpo-czym-poznac-ze-mezczyzna-podoba-sie-kobiecie.html&docid=cctSogH_ZdVGQM&tbnid=ggTtLFsbo36WTM%3A&vet=1&w=643&h=385&bih=638&biw=1366&q=kobieta%20ma%20do%C5%9B%C4%87&ved=0ahUKEwichamKhLbRAhVMIcAKHd82BDoQMwgmKAowCg&iact=mrc&uact=8#h=385&vet=1&w=643



czwartek, 5 stycznia 2017

Nawet najlepsza teściowa nigdy nie będzie tym, kim Mama.



















Niby zaczął się nowy rok, ale pewne tematy nigdy nie tracą na aktualności, nie sądzicie? Na przykład temat teściowej. Jaka jest ta postać, tak często przewijająca się w niezliczonej ilości kawałów? To wie każdy, kto ma lub miał tę osobliwą przyjemność mieć teściową :D

Opowiadać można by godzinami, zakładając oczywiście, że znajdzie się chętny, który chciałby ten temat rozwinąć, a tych raczej jest niewielu.. Z rozmów ze znajomymi wiem, że niby każdy z Nich słyszał, iż istnieją fajne teściowe, ale żaden z Nich takiej nie poznał :) słuchając tego mam wrażenie, że brzmi to bardziej jak legenda, niż fakt autentyczny :D

No więc jak to właściwie jest? Czy można mieć fajną teściową, którą będzie się traktować prawie jak Mamę? Mówiąc całkiem serio, myślę, że można :)

Nie bez powodu użyłam słowa "prawie". Uważam bowiem, że Mamę ma się tylko jedną, bez względu na to, jaka by Ona nie była. I żadna teściowa, choćby najwspanialsza (jeśli już ktoś będzie miał szczęście trafić na takową :D ), nam Jej nie zastąpi.

Co ze mną? Nie ukrywam, że choć na początku było to dla mnie trudne, od razu po ślubie zaczęłam do teściów mówić "mamo" i "tato". Z racji szacunku i z grzeczności, rzecz jasna. Ale te dwa słowa wypowiadane pod Ich adresem, nigdy dla mnie nie są równorzędne z tymi samymi słowami używanymi w odniesieniu do moich Rodziców. Jestem zdania, że Rodziców ma się jednych, a teściowie są Rodzicami jednego z najważniejszych ludzi w moim życiu, ale nie moimi. Nie umiałabym zwracać się do Nich na Pani/Pan czy wręcz bezosobowo. Taka moja natura :) dlatego mówię "mamo", "tato".

A jak to wygląda u Was? :)
Macie to szczęście mieć fajną teściową? A może taką, której najchętniej bez wyraźnej okazji wręczylibyście prezent w postaci biletu na księżyc w jedną stronę? ;)

Niech moc będzie z Wami, zwłaszcza w tym drugim przypadku! :D


Zdjęcie dzięki:
https://www.google.pl/imgres?imgurl=http%3A%2F%2Fblogrodzinny.blog.pl%2Ffiles%2F2015%2F03%2F3809512116_16_8449_tesciowa.jpg&imgrefurl=http%3A%2F%2Fblogrodzinny.blog.pl%2F2015%2F03%2F07%2Ftesciowa-postrachem-wampirow%2F&docid=vXVcXhf-J2nQvM&tbnid=pIZArZKKnH7r3M%3A&vet=1&w=432&h=309&bih=638&biw=1366&q=te%C5%9Bciowa&ved=0ahUKEwibl5qUnqvRAhUGKsAKHT4vB4QQMwg7KAowCg&iact=mrc&uact=8