Przegrałam. Poległam. Zapieprzyłam jak dzik w sosnę...
Właśnie tak wczoraj o sobie myślałam. Jak o przegranej. No bo jak mam o sobie myśleć, skoro dałam się ponieść zmęczeniu i złym emocjom? Przerosło mnie niekończące się marudzenie mojego Dziecka, połączone z nieznośnym grymaszeniem, płaczem podczas ubierania po kąpieli jakbym Jej co najmniej niewyobrażalną krzywdę robiła, a na koniec wymowne okazanie mi, że lepiej Małej u babci, niż ze mną...
Starałam się nie dać sprowokować, być cierpliwa, znieść wszystko. 10 głębokich wdechów branych po raz któryś z kolei nie pomogło. Niestety... Staram się być dobra, ale nie jestem i nigdy nie będę idealna. Czy dlatego mi się nie udało? A może jako Matka mam prawo do takiej słabości? No bo jak wiele można czasami znieść? Wiele, ale na pewno nie wszystko. Każda czara kiedyś się przeleje...
Powiedziałam, że mam dość tego wszystkiego, wyszłam z pokoju, zamknęłam za sobą drzwi, widząc na koniec, jak Córka wtula się w babcię. Pobiegłam na górę i się rozpłakałam...
Mądre to to z pewnością nie było... :(
Nigdy w życiu nie miałam tak cholernie dość, jak wczoraj. Nie wiem, czy to kwestia gorszego dnia mojej Małej czy Jej przesadnego rozpieszczenia i przywiązania do babci... A może ktoś wykorzystał moment mojej nieuwagi i podmienił mi Dziecko? Nawet to zaczęłam brać pod uwagę :/
A może wina leży po mojej stronie? Może to ja miałam zły dzień? Przecież Matka zawsze powinna być oazą spokoju i cierpliwości... Jasne, gdybym była chodzącym ideałem, to na pewno. Ale nie jestem, więc i moja cierpliwość i tolerancja mają pewne granice, nie tak rozległe, żeby nie dało się ich przekroczyć. Wczoraj niestety się udało...
Nie jestem z tego dumna. Odbieram to jako swoją porażkę... Bo dałam się ponieść emocjom.
Ale, choć może to wydawać się dziwne, nawet taka sytuacja przyniosła coś dobrego. Chyba potrzebowałam tego, żeby się w końcu wyryczeć porządnie :D jakkolwiek by to nie brzmiało, czasami ma się wszystkiego tak bardzo dość, że można mieć wrażenie, że zaraz wyjdziemy z siebie i staniemy obok. Dosłownie! Znacie to uczucie? Nie trzeba być Mamą, żeby znać...
Dziś patrzę na to inaczej. Ale jeden wniosek się nie zmienił. Mój Urwisek za bardzo nauczył się wykorzystywać swoją pozycję w tym domu i to musi się trochę zmienić, zanim wejdzie nam na głowę...
Zdjęcie dzięki:
https://www.google.pl/imgres?imgurl=http%3A%2F%2Focdn.eu%2Fimages%2Fpulscms%2FYjc7MDA_%2Fcac278ea03be034ca4b60f945d3d60d8.jpg&imgrefurl=http%3A%2F%2Fwww.fakt.pl%2Fwydarzenia%2Fpolska%2Fszczecin-matka-dostala-zaproszenie-od-zmarlego-syna%2Fez3j62q&docid=pVrDOXExFV0DDM&tbnid=RLbZ45427CruSM%3A&vet=1&w=5608&h=3153&bih=638&biw=1366&q=za%C5%82amana%20matka&ved=0ahUKEwj2-aH7p-LRAhUDAZoKHdpCBOkQMwhFKCIwIg&iact=mrc&uact=8