piątek, 8 listopada 2019

Rozczarowanie. Każde boli.















Ale tego pewnie nie muszę Ci mówić, bo dobrze o tym wiesz. Mniejsze czy większe- jakie ma to znaczenie? Tak naprawdę żadne. Rozczarowanie to rozczarowanie.

Każde jest przykre, ale niektóre z nich szczególnie. Jak chociażby to, gdy okazuje się, że dla niektórych coś zawsze będzie ważniejsze od Ciebie. Gdy walczysz o chwilę czyjegoś czasu i odrobinę uwagi, a przegrywasz z pracą i milionem rzeczy, które nigdy nie mogą poczekać, jakby miały uciec w cholerę. Przecież Ty możesz poczekać. Ty musisz poczekać. One nigdy nie muszą.

Walczysz o to, co powinno Ci się należeć "z urzędu" w pakiecie z każdym zapewnieniem, że jesteś dla kogoś ważny. Bo skoro jesteś, to dlaczego w tej walce przegrywasz ze wszystkim innym już w przedbiegach? Dlaczego w ogóle musisz walczyć? Przecież nie powinieneś musieć.. Przecież nie powinieneś walczyć.. Nie o to.

Ale walczysz, nawet jeśli masz świadomość, że jest to nierówna walka. Walczysz, nawet jeśli wiesz, że już na starcie jesteś przegranym. Bo jest w Tobie nadzieja, że kiedyś nadejdzie ten moment, kiedy wygrasz. I to właśnie sprawia, że po każdej kolejnej porażce nie poddajesz się na dobre, tylko wciąż próbujesz.

Ale czy kiedyś się nie poddasz?

A może kiedyś zabraknie Wam czasu.. Wydaje się, że można na coś czekać w nieskończoność, ale to nieprawda. Wszystko kiedyś się skończy, a jutra może już nie być. Odkładanie wszystkiego na później może sprawić, że po prostu nie zdążymy.

Może warto na nowo poukładać własne priorytety. Zastanowić się, czy warto kazać komuś czekać na  nas, naszą uwagę i nasz czas, bo aktualnie jesteśmy zajęci czymś "ważniejszym". Bo ten ktoś pewnego dnia może się poddać i przestać czekać. Przestać walczyć.

Co zrobisz, gdy uświadomisz sobie, że straciłeś swoją szansę i kolejnej już nie dostaniesz? Gdy zrozumiesz, że ktoś właśnie przestał na Ciebie czekać?

Zdjęcie dzięki:


wtorek, 29 października 2019

Optymistka dla Pesymistki :)
















Ten post jest dla Ciebie.

Żebyś uwierzyła w to, że jesteś najlepszą Matką dla swojego Dziecka. Żebyś zrozumiała, że na pewne rzeczy po prostu nie masz wpływu, bo dzieją się same. Żebyś była przekonana, że w sprawach, na które masz wpływ, starasz się na sto procent.

Wiem, że bywa ciężko. Wiem, bo sama codziennie to przerabiam, z różnym skutkiem, ale to akurat wiesz. Mi też czasem zwyczajnie brakuje sił, brakuje cierpliwości, brakuje powodów do uśmiechu, brakuje pozytywnego myślenia, choć przy Twoim nieskończonym pesymizmie to bywam wzorem optymistki ;) Tak samo jak Ty mam nieraz ochotę po prostu po cichutku, niepostrzeżenie uciec, albo wręcz przeciwnie- wyjść z hukiem. Tylko ja wiem, ile razy chciałabym się zamknąć w pokoju, powyć w samotności i świętym spokoju do księżyca i wyjść dopiero, jak mi przejdzie, nie musząc nikomu tłumaczyć się z tego jak, po co i dlaczego.
Bo czasem płacz to nie oznaka słabości, a próba poradzenia sobie z tym, co w nas siedzi i męczy od środka. Po stokroć lepsze to, niż wyładowywanie się na wszystkich wkoło za to, że jest nam źle.

Wiem, że dzisiaj ewidentnie jest ten gorszy dzień. Dzień, w którym myśli są przepełnione zmartwieniami, które pozornie Cię przerastają. Dzień, który fatalnie się zaczął, ale który mimo wszystko może zakończyć się uśmiechem. Maleńkim :) i choćby był to tylko taki uśmiech w głębi serca, taki tylko Twój i w tajemnicy przed światem, to proszę- spróbuj go wyczarować. Dla siebie.

Wiem, że problemów nie brakuje. Jak znam życie, to nigdy ich nie zabraknie. Ale staram się wierzyć, że są po to, aby je przezwyciężać, jeden po drugim. I iść dalej do przodu, z dziką satysfakcją, że udało się każdy z nich pokonać. Może właśnie dzięki temu uczymy się cieszyć z małych rzeczy?
Brzmi sielankowo? Na pewno ;) no ale w końcu to ja tutaj bywam niepoprawną optymistką :)

Głęboki wdech, później wydech. Powtarzamy do skutku :) a kiedy podziała, ruszamy walczyć z kolejnymi przeciwnościami losu.

Wiem, że dasz radę, bo kto, jeśli nie Ty? Musisz i Ty w to uwierzyć! :)

Zdjęcie dzięki:


poniedziałek, 28 października 2019

A czy u nas lepiej? Jasne, że...















"Jasne, że tak"- dokładnie to chciałabym móc napisać. Ale guzik prawda. Syropy, tabletki i znowu całe mnóstwo syropów, gdziekolwiek nie spojrzysz. Właśnie tak wyglądał cały nasz miniony tydzień... Te 3 syropy rano, tamten koniecznie do szesnastej, i jeszcze jeden wieczorem, do kompletu 2 razy dziennie inhalacja, a to wszystko razy dwa! Bo niestety, i jeden Maluch i drugi "załapał się" na ten maraton.

Kombinacja- poziom zaawansowany. Przemyt syropów w coca-coli, a antybiotyku w jogurcie. Zanim na to wpadłam, to pierwszego dnia byłam przekonana, że za Chiny Im tego wszystkiego nie wcisnę. Serio, nic tylko usiąść i płakać. Do tego ciągle 39 stopni u Miśka, które udawało się zbić tylko na chwilkę, po czym od nowa gorączka. Niepewność lekarza, który mówił, że to prawdopodobnie wina jakiejś wirusówki i czekanie, czy po trzech dobach gorączka w końcu ustąpi, potwierdzając diagnozę. Ustąpiła... Misiek zaczął nabierać sił. Ulga nie do opisania.

Z naszej "pochorowanej" trójki tylko Majka była zadowolona, że jest chora, bo jak to powiedziała: "Mamusiu, jak ktoś jest chory to nie idzie do przedszkola, prawda?". I wszystko jasne... ;) Doznawała cudownego ozdrowienia tylko na chwilę rano i wieczorem, gdy nadchodził czas przemycania antybiotyku. Wtedy to oświadczała mi z pełnym przekonaniem, że już dobrze się czuje, nic Jej nie jest i dlatego nie musi już wypijać syropu :D widzicie? Wyzdrowiała na sam widok lekarstwa :D
A tak serio, to w tamtym momencie kończyły się żarty i zaczynał płacz Jej, a czasem prawie i mój, gdy za Boga nie chciała przyjąć antybiotyku, bo mówiła, że jest obrzydliwy.

I tak oto miała tygodniowe wolne od przedszkola, i możecie się tylko domyślać, jak bardzo była "zadowolona" dziś rano, maszerując tam. Bunt, płacz i jeszcze raz płacz. Zaczynam sądzić, że Ona się nigdy nie pogodzi z tym, że trzeba śmigać do przedszkola...

Październik, jak widać, kończymy z takim samym "przytupem", z jakim zaczęliśmy wrzesień, i jak sobie w tym momencie przypomniałam słowa lekarza z zeszłotygodniowej wizyty, że uodparnianie się Dzieci może potrwać nawet pół roku, to mam ochotę uciekać w podskokach oknem gdzie pieprz rośnie! Pół roku?! Serio?! Ja już chcę wiosnę! Poproszę...

Niech zdrówko będzie z Wami! :) może i do nas w końcu dla odmiany trafi ;)

Zdjęcie dzięki:


czwartek, 17 października 2019

Jesień, to znowu Ty...













Wiecie co? Jak zaglądałam tutaj w marcu ostatnim razem (a mi się zdawało, że ledwo z miesiąc temu to było!), to pisałam, że nie mogę się wiosny doczekać. Teraz mam ochotę napisać to samo, tyle tylko, że dopiero co zawitała jesień i na wiosnę to naprawdę trzeba będzie się oczekać :( może i jesień jest piękna, może przez ostatnie dni nawet dość ciepła, ale krótkie dni, dłuuugie wieczory i coraz niższe temperatury (a co za tym idzie- maraton z ubieraniem Maluchów w coraz to więcej warstw ubrań i towarzyszące temu marudzenie) to zdecydowanie nie moja bajka. I jak tu nie tęsknić za  wiosną?!

Wrzesień. Przedszkole i choroby. Od pierwszego tygodnia. W naszym domu panuje od tego czasu przeziębieniowa sztafeta. Zaczynamy być w tym nieźli. Sprawnie przekazujemy sobie pałeczkę, chorując po kolei, jedno po drugim. I od nowa.

Październik. Marzę, żeby móc teraz napisać, że październik jest lepszy. Niestety nie jest. Jak chorowaliśmy, tak chorujemy. Jedno kicha i notorycznie wyciera nos rękawem, gdy nikt nie widzi. Drugie kaszle na prawo i lewo. Snują się zmarnowani po domu, a wokół tylko tony chusteczek, syropy, maści, krople i przyjaciel inhalator. A między Nimi plącze się równie przeziębiona matka, która z każdym kolejnym dniem ma coraz większą ochotę się zbuntować i uciec byle gdzie, byle daleko od tego pierońskiego przeziębienia! 

Musicie przyznać, że zaczęliśmy jesień z przytupem ;) ale gdzieś mam taką jesień, oddajcie mi lato!

I jedyną osobą, która się cieszy, że przeziębienie Jej nie opuszcza, jest Maja, bo to oczywiście oznacza wolne od przedszkola. Wstaje rano i z pełnym przekonaniem mówi mi: Mamusiu, jak się jest chorym, to nie idzie się do przedszkola, więc ja chyba dzisiaj zostanę z Wami w domu, wiesz?
Serio, ręce opadają. Takie małe, niedawno nauczyło się składać zdania, a już potrafi kombinować :D

Oby kolejny post nie był znowu za pół roku ;) jak ozdrowiejemy w końcu, to kto wie? :)


Zdjęcie dzięki:


środa, 20 marca 2019

Wiosno, gdzie Ty się podziewasz?!





















To niewątpliwie jest jeden z TYCH dni.

Dzień, kiedy uciekłabyś po cichu tylnym wyjściem w nadziei, że nikt nie zauważy Twojego zniknięcia.

Dzień, w którym wiesz na stówę, że gdyby teraz spadła Ci z nieba złota rybka chętna spełnić Twoje 3 życzenia, to oprócz pragnienia zdrowia dla swoich bliskich, miałabyś tak naprawdę tylko jedno egoistyczne jak cholera marzenie- chwila wolnego..

Wolnego od walki z choróbskami różnej maści, które nękają Maluchy już od kilku dni. Wolnego od niekończącego się marudzenia i płaczu o nic. Wolnego od sytuacji, gdy bitwa o zabawkę urasta do rangi walki o przeżycie. Wolnego od "mamo daj", "mamo chodź", "nie, mamo!". Wolnego od koszmarnych ostatnich nocy. Wolnego od ząbkowania, które nie miało kiedy się przyplątać, tylko akurat teraz! Jak nie urok, to... przemarsz wojsk. Znacie to, prawda? Czy tylko ja już wariuję i tak przesadzam?

I zastanawiam się, czemu ta złota rybka akurat dziś nie mogła mi spaść z nieba. A no tak. Nie miałam szansy się na nią natknąć, bo przecież nie wyszłam dzisiaj za próg mieszkania. Przeziębienie skutecznie uziemiło nas w domu...

Właśnie dlatego już od wczesnego ranka (rozumiem przez to godzinę 6 z minutami) podziwialiśmy słońce przez okno, jak to widać na zdjęciu powyżej. I tylko Matce ciężko się podnieść z łóżka, reszta towarzystwa jest w swoim żywiole i ani myśli spać dalej. Mają ważniejsze rzeczy do roboty- wypatrują wiosny :D

Żyję nadzieją, że tej nocy Misiek okaże swoje "miłosierdzie" i będzie spał bezproblemowo ;) choć czuję, że polegnę w starciu z połączonymi siłami przeziębienia i ząbkowania... I gdybym się jednak nie myliła, to poproszę jutro o wiaderko kawy.

Dobranoc :)


środa, 6 marca 2019

Kocham...












Są takie momenty w życiu, które rozkładają nas na łopatki. I jeśli od razu z automatu pomyśleliście o tych złych momentach, to uprzedzam, że tym razem chodzi mi o jeden z najpiękniejszych, jakie tylko mogą być.

Maja ma raptem trzy i pół roku. Wciąż spotykam się z uwagami, że mówić powinna już dawno, bo inne Dzieci w Jej wieku mówią już pełnymi zdaniami, a tymczasem Ona, dumna z siebie, mówi sobie po swojemu, zupełnie nieświadoma tego, jak wiele postronnych osób ma z tym jakiś problem. Pomimo "raczkowania" w mówieniu, nauczyła się pięknie śpiewać "Panie Janie" oraz "Sto lat", i chociaż oryginalny tekst zastąpiła swoimi słowami, to jednak melodię zachowuje tak wiernie, że od razu wiadomo, o jaką piosenkę chodzi, i nie potrzeba do tego rozumieć słów.

Ma trzy i pół roku. I zaczyna mówić coraz więcej, każdego dnia coraz ładniej i wyraźniej. Niektórzy mówią: no w końcu! A ja mówię, że widocznie tyle czasu na to potrzebowała.

Ma trzy i pół roku. Przedwczoraj nauczyła się słowa "bardzo" i będąc na spacerze, wspomniała coś o tacie, a po chwili namysłu wypaliła z czymś, czego się totalnie nie spodziewałam w tamtym momencie: bardzo kocham tatę. Świat się zatrzymał, na jedną krótką chwilę stanął w miejscu. A może to po prostu ja stanęłam na środku chodnika jak zaczarowana, nie mogąc wprost uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszałam. I choć trudno spodziewać się, że Skarb w Jej wieku rozumie, co znaczy kogoś kochać, to nie jestem w stanie opisać, jakie zrobiło to na mnie wrażenie. Łzy w oczach i totalny szok! Za chwilę powiedziała to samo, odnosząc się do mnie, Małego i nawet swojej ulubionej lalki Oli ;)

To było dwa dni temu. Dziś, wychodząc z babcią z mieszkania, przytuliła się do mnie na pożegnanie i już stojąc w drzwiach zatrzymała się na sekundkę i mówi: kocham bardzo. Po czym zrobiła papa i z uśmiechem na ustach poszła :) a ja zostałam z łezkami w oczach, słowo daję.

Są takie momenty, że chciałoby się wziąć urlop od codzienności, od krzyków, płaczu i marudzenia o nic, od fatalnych nocy i ciągnących się niekiedy w nieskończoność dni. Pełno bywa takich momentów, nie ma sensu udawać, że nie. Ale jedna taka chwila, jak na przykład ta na spacerze czy ta z dzisiejszego poranka, potrafi zrekompensować z nawiązką wszystkie te trudne momenty. I od razu czujecie, że możecie góry przenosić :) myślę, że doskonale wiecie, o czym piszę ;) takie ekspresowe ładowanie baterii i przeganianie ciemnych chmur w jednym.

Maluchy śpią, idę i ja. Dobranoc ;)


Zdjęcie dzięki:
https://www.google.pl/imgres?imgurl=https%3A%2F%2Fwww.zseradomsko.edu.pl%2Fwp-content%2Fuploads%2F2016%2F10%2Fserce-na-dloni.jpg&imgrefurl=https%3A%2F%2Fwww.zseradomsko.edu.pl%2F2016%2F10%2Fzamiast-kwiatka%2Fserce-na-dloni&docid=ko9zVXVFx89SUM&tbnid=ZuTh8E2hh2VM0M%3A&vet=10ahUKEwje5IqP_O3gAhWLiIsKHbVLDwQQMwhCKAEwAQ..i&w=620&h=300&bih=730&biw=1517&q=serce%20na%20d%C5%82oni&ved=0ahUKEwje5IqP_O3gAhWLiIsKHbVLDwQQMwhCKAEwAQ&iact=mrc&uact=8




wtorek, 5 marca 2019

Wróciłam?!















Trochę mnie tutaj nie było, przez pewien czas myślałam nawet, że nie powstanie już żaden nowy post. Wydawało mi się, że już się "nagadałam" i wystarczy.
Edyta, uświadomiłaś mi, że chyba jednak podświadomie trochę mi tego brakowało, tylko zakopałam to pod brakiem czasu i nowymi obowiązkami.

Sytuacja wygląda tak, że w naszym łóżku "zameldowała się" czwarta para stópek. I jeśli do tamtej chwili wydawało mi się, że kolejny Maluszek to nie będzie jakaś ogromna rewolucja w naszym życiu, biorąc pod uwagę, że mieliśmy już jednego Malucha, to bardzo szybko okazało się, że rewolucja to chyba mało powiedziane. Kosmos po prostu. Taki najbardziej pozytywny kosmos ever. No i wsiąkłam ;) A teraz, po prawie roku od urodzenia Miśka, zastanawiam się, czy dalej tutaj bazgrać, choćby po to, żeby nie zwariować od "siedzenia" w domu (urlop- dobre sobie). Oczywiście, jeśli Szefowie będą smacznie spać i pozwolą w tym czasie pisać mamie po nocach ;) i o ile mama nie zaśnie w połowie któregoś zdania :D

Dobrej nocy, cześć i czołem!


Zdjęcie dzięki:
https://www.google.pl/imgres?imgurl=https%3A%2F%2Froteirobaby.com.br%2Fportal%2Fwp-content%2Fuploads%2F2013%2F01%2Fshutterstock_73100707.jpeg&imgrefurl=http%3A%2F%2Froteirobaby.com.br%2F2013%2F01%2Fcama-compartilhada-nos-praticamos.html&docid=cYwbOvlY_rdsWM&tbnid=wJkU12OxhMUyOM%3A&vet=10ahUKEwiJrrfbnevgAhWyzqYKHadKBFsQMwhMKAswCw..i&w=500&h=334&bih=675&biw=1517&q=dwoje%20ma%C5%82ych%20dzieci%20trzyma%20si%C4%99%20za%20r%C4%99ce&ved=0ahUKEwiJrrfbnevgAhWyzqYKHadKBFsQMwhMKAswCw&iact=mrc&uact=8