wtorek, 29 października 2019

Optymistka dla Pesymistki :)
















Ten post jest dla Ciebie.

Żebyś uwierzyła w to, że jesteś najlepszą Matką dla swojego Dziecka. Żebyś zrozumiała, że na pewne rzeczy po prostu nie masz wpływu, bo dzieją się same. Żebyś była przekonana, że w sprawach, na które masz wpływ, starasz się na sto procent.

Wiem, że bywa ciężko. Wiem, bo sama codziennie to przerabiam, z różnym skutkiem, ale to akurat wiesz. Mi też czasem zwyczajnie brakuje sił, brakuje cierpliwości, brakuje powodów do uśmiechu, brakuje pozytywnego myślenia, choć przy Twoim nieskończonym pesymizmie to bywam wzorem optymistki ;) Tak samo jak Ty mam nieraz ochotę po prostu po cichutku, niepostrzeżenie uciec, albo wręcz przeciwnie- wyjść z hukiem. Tylko ja wiem, ile razy chciałabym się zamknąć w pokoju, powyć w samotności i świętym spokoju do księżyca i wyjść dopiero, jak mi przejdzie, nie musząc nikomu tłumaczyć się z tego jak, po co i dlaczego.
Bo czasem płacz to nie oznaka słabości, a próba poradzenia sobie z tym, co w nas siedzi i męczy od środka. Po stokroć lepsze to, niż wyładowywanie się na wszystkich wkoło za to, że jest nam źle.

Wiem, że dzisiaj ewidentnie jest ten gorszy dzień. Dzień, w którym myśli są przepełnione zmartwieniami, które pozornie Cię przerastają. Dzień, który fatalnie się zaczął, ale który mimo wszystko może zakończyć się uśmiechem. Maleńkim :) i choćby był to tylko taki uśmiech w głębi serca, taki tylko Twój i w tajemnicy przed światem, to proszę- spróbuj go wyczarować. Dla siebie.

Wiem, że problemów nie brakuje. Jak znam życie, to nigdy ich nie zabraknie. Ale staram się wierzyć, że są po to, aby je przezwyciężać, jeden po drugim. I iść dalej do przodu, z dziką satysfakcją, że udało się każdy z nich pokonać. Może właśnie dzięki temu uczymy się cieszyć z małych rzeczy?
Brzmi sielankowo? Na pewno ;) no ale w końcu to ja tutaj bywam niepoprawną optymistką :)

Głęboki wdech, później wydech. Powtarzamy do skutku :) a kiedy podziała, ruszamy walczyć z kolejnymi przeciwnościami losu.

Wiem, że dasz radę, bo kto, jeśli nie Ty? Musisz i Ty w to uwierzyć! :)

Zdjęcie dzięki:


poniedziałek, 28 października 2019

A czy u nas lepiej? Jasne, że...















"Jasne, że tak"- dokładnie to chciałabym móc napisać. Ale guzik prawda. Syropy, tabletki i znowu całe mnóstwo syropów, gdziekolwiek nie spojrzysz. Właśnie tak wyglądał cały nasz miniony tydzień... Te 3 syropy rano, tamten koniecznie do szesnastej, i jeszcze jeden wieczorem, do kompletu 2 razy dziennie inhalacja, a to wszystko razy dwa! Bo niestety, i jeden Maluch i drugi "załapał się" na ten maraton.

Kombinacja- poziom zaawansowany. Przemyt syropów w coca-coli, a antybiotyku w jogurcie. Zanim na to wpadłam, to pierwszego dnia byłam przekonana, że za Chiny Im tego wszystkiego nie wcisnę. Serio, nic tylko usiąść i płakać. Do tego ciągle 39 stopni u Miśka, które udawało się zbić tylko na chwilkę, po czym od nowa gorączka. Niepewność lekarza, który mówił, że to prawdopodobnie wina jakiejś wirusówki i czekanie, czy po trzech dobach gorączka w końcu ustąpi, potwierdzając diagnozę. Ustąpiła... Misiek zaczął nabierać sił. Ulga nie do opisania.

Z naszej "pochorowanej" trójki tylko Majka była zadowolona, że jest chora, bo jak to powiedziała: "Mamusiu, jak ktoś jest chory to nie idzie do przedszkola, prawda?". I wszystko jasne... ;) Doznawała cudownego ozdrowienia tylko na chwilę rano i wieczorem, gdy nadchodził czas przemycania antybiotyku. Wtedy to oświadczała mi z pełnym przekonaniem, że już dobrze się czuje, nic Jej nie jest i dlatego nie musi już wypijać syropu :D widzicie? Wyzdrowiała na sam widok lekarstwa :D
A tak serio, to w tamtym momencie kończyły się żarty i zaczynał płacz Jej, a czasem prawie i mój, gdy za Boga nie chciała przyjąć antybiotyku, bo mówiła, że jest obrzydliwy.

I tak oto miała tygodniowe wolne od przedszkola, i możecie się tylko domyślać, jak bardzo była "zadowolona" dziś rano, maszerując tam. Bunt, płacz i jeszcze raz płacz. Zaczynam sądzić, że Ona się nigdy nie pogodzi z tym, że trzeba śmigać do przedszkola...

Październik, jak widać, kończymy z takim samym "przytupem", z jakim zaczęliśmy wrzesień, i jak sobie w tym momencie przypomniałam słowa lekarza z zeszłotygodniowej wizyty, że uodparnianie się Dzieci może potrwać nawet pół roku, to mam ochotę uciekać w podskokach oknem gdzie pieprz rośnie! Pół roku?! Serio?! Ja już chcę wiosnę! Poproszę...

Niech zdrówko będzie z Wami! :) może i do nas w końcu dla odmiany trafi ;)

Zdjęcie dzięki:


czwartek, 17 października 2019

Jesień, to znowu Ty...













Wiecie co? Jak zaglądałam tutaj w marcu ostatnim razem (a mi się zdawało, że ledwo z miesiąc temu to było!), to pisałam, że nie mogę się wiosny doczekać. Teraz mam ochotę napisać to samo, tyle tylko, że dopiero co zawitała jesień i na wiosnę to naprawdę trzeba będzie się oczekać :( może i jesień jest piękna, może przez ostatnie dni nawet dość ciepła, ale krótkie dni, dłuuugie wieczory i coraz niższe temperatury (a co za tym idzie- maraton z ubieraniem Maluchów w coraz to więcej warstw ubrań i towarzyszące temu marudzenie) to zdecydowanie nie moja bajka. I jak tu nie tęsknić za  wiosną?!

Wrzesień. Przedszkole i choroby. Od pierwszego tygodnia. W naszym domu panuje od tego czasu przeziębieniowa sztafeta. Zaczynamy być w tym nieźli. Sprawnie przekazujemy sobie pałeczkę, chorując po kolei, jedno po drugim. I od nowa.

Październik. Marzę, żeby móc teraz napisać, że październik jest lepszy. Niestety nie jest. Jak chorowaliśmy, tak chorujemy. Jedno kicha i notorycznie wyciera nos rękawem, gdy nikt nie widzi. Drugie kaszle na prawo i lewo. Snują się zmarnowani po domu, a wokół tylko tony chusteczek, syropy, maści, krople i przyjaciel inhalator. A między Nimi plącze się równie przeziębiona matka, która z każdym kolejnym dniem ma coraz większą ochotę się zbuntować i uciec byle gdzie, byle daleko od tego pierońskiego przeziębienia! 

Musicie przyznać, że zaczęliśmy jesień z przytupem ;) ale gdzieś mam taką jesień, oddajcie mi lato!

I jedyną osobą, która się cieszy, że przeziębienie Jej nie opuszcza, jest Maja, bo to oczywiście oznacza wolne od przedszkola. Wstaje rano i z pełnym przekonaniem mówi mi: Mamusiu, jak się jest chorym, to nie idzie się do przedszkola, więc ja chyba dzisiaj zostanę z Wami w domu, wiesz?
Serio, ręce opadają. Takie małe, niedawno nauczyło się składać zdania, a już potrafi kombinować :D

Oby kolejny post nie był znowu za pół roku ;) jak ozdrowiejemy w końcu, to kto wie? :)


Zdjęcie dzięki: