To niewątpliwie jest jeden z TYCH dni.
Dzień, kiedy uciekłabyś po cichu tylnym wyjściem w nadziei, że nikt nie zauważy Twojego zniknięcia.
Dzień, w którym wiesz na stówę, że gdyby teraz spadła Ci z nieba złota rybka chętna spełnić Twoje 3 życzenia, to oprócz pragnienia zdrowia dla swoich bliskich, miałabyś tak naprawdę tylko jedno egoistyczne jak cholera marzenie- chwila wolnego..
Wolnego od walki z choróbskami różnej maści, które nękają Maluchy już od kilku dni. Wolnego od niekończącego się marudzenia i płaczu o nic. Wolnego od sytuacji, gdy bitwa o zabawkę urasta do rangi walki o przeżycie. Wolnego od "mamo daj", "mamo chodź", "nie, mamo!". Wolnego od koszmarnych ostatnich nocy. Wolnego od ząbkowania, które nie miało kiedy się przyplątać, tylko akurat teraz! Jak nie urok, to... przemarsz wojsk. Znacie to, prawda? Czy tylko ja już wariuję i tak przesadzam?
I zastanawiam się, czemu ta złota rybka akurat dziś nie mogła mi spaść z nieba. A no tak. Nie miałam szansy się na nią natknąć, bo przecież nie wyszłam dzisiaj za próg mieszkania. Przeziębienie skutecznie uziemiło nas w domu...
Właśnie dlatego już od wczesnego ranka (rozumiem przez to godzinę 6 z minutami) podziwialiśmy słońce przez okno, jak to widać na zdjęciu powyżej. I tylko Matce ciężko się podnieść z łóżka, reszta towarzystwa jest w swoim żywiole i ani myśli spać dalej. Mają ważniejsze rzeczy do roboty- wypatrują wiosny :D
Żyję nadzieją, że tej nocy Misiek okaże swoje "miłosierdzie" i będzie spał bezproblemowo ;) choć czuję, że polegnę w starciu z połączonymi siłami przeziębienia i ząbkowania... I gdybym się jednak nie myliła, to poproszę jutro o wiaderko kawy.
Dobranoc :)