Ciemność. Obezwładniająca, paraliżująca ciemność. Otacza Cię zewsząd, widzisz tylko ją. Czujesz, jakby była czymś, czego można dotknąć, posmakować.
Nie wiesz, gdzie jesteś. Masz graniczące z pewnością przekonanie, że jeszcze parę chwil wcześniej byłeś zupełnie gdzieś indziej. Szedłeś wyboistą ścieżką, z mnóstwem zakrętów, która- jeśli zdołasz się zastanowić- od pewnego czasu znacznie częściej stromo wznosi się ku górze, a bardzo rzadko pozwala Ci kroczyć w dół, dając okazję na złapanie oddechu i podziwianie widoków.
Szedłeś? A może bliżej prawdy leżałoby słowo "powłóczyłeś nogami" albo "czołgałeś się"? Zwłaszcza wtedy, gdy niektóre wzniesienia pokonywałeś z workiem kamieni na plecach, mając niejednokrotnie wrażenie, że na jeden Twój krok do przodu przypadają średnio dwa w tył?
No więc szedłeś? Zapewne próbowałeś, chciałeś...
A teraz jesteś tutaj. Piwnica? Pierwsza myśl, która przychodzi Ci do głowy. Ale równie dobrze może to być cokolwiek. Jakie ma to znaczenie w zupełnej ciemności? Ciemność to ciemność- odbiera urodę i wartość każdej rzeczy.
Czujesz narastającą panikę. Dreszcz przechodzi Ci po plecach. Boisz się. Krzyczysz, wołając o pomoc. Czekasz, ale nikt nie nadchodzi. Nikt Cię nie usłyszał. Jesteś sam. Który to już raz?
Czy przejdzie Ci wtedy przez myśl kilka oklepanych słów, które pewnie niejednokrotnie już w swoim życiu słyszałeś: "Umiesz liczyć? Licz na siebie"?
Jak to możliwe, że chwilę wcześniej kroczyłeś tamtą drogą, a teraz...
Powoli zaczynasz się poruszać. Po omacku próbujesz znaleźć cokolwiek, co pozwoli Ci opuścić to miejsce. Drzwi, okna. Wyciągasz niepewnie ręce przed siebie. Przesuwasz ostrożnie dłońmi po czymś, co wydaje się być ścianą. Żadnych mebli, żadnych przedmiotów. Z każdym kolejnym pokonanym centymetrem maleje Twoja nadzieja na to, że znajdziesz stąd wyjście. Ale szukasz dalej.
W końcu to do Ciebie dociera- nie ma drzwi, nie ma też okien. Żadnych otworów.
Po policzku spływa łza. Strachu? Rezygnacji? Bezsilności? A może najbardziej przeraża poczucie, że jesteś w tym sam? Znowu...
Nadludzkim wysiłkiem zbierasz się w sobie. Walczysz dalej. Chcesz znaleźć cokolwiek. Włącznik światła chociażby. No bo raczej nie liczysz na to, że ktoś był na tyle kreatywny, żeby zostawić Ci tam podręczny zestaw składający się ze świeczki i zapałek, albo chociaż latarkę? Jeśli liczysz, to ja bym jednak postawiła na opcję z włącznikiem, bo na liczeniu na kreatywność można się przejechać.
Może gdy znajdziesz światło, choćby maleńkie i wątłe, zdołasz znaleźć wyjście, którego nie byłeś w stanie odszukać w ciemnościach? "Przecież musi ono istnieć"- odzywa się w Twojej głowie zaspanym głosem nadzieja, która najwidoczniej ucięła sobie drzemkę, podczas gdy Ty usilnie szukałeś wyjścia.
Może to tylko sen? Okropny koszmar, z którego obudzisz się lada chwila? Uszczypnięcie w rękę pozbawia Cię złudzeń- to nie jest sen. Wygląda na film, ale to też nie to. To dzieje się naprawdę.
A co, jeśli to jednak nie jest piwnica? Może jesteś w przysłowiowej dupie po prostu? Czy to poprawia Twoją sytuację?
Nie sądzę.
Teraz zaczyna do Ciebie docierać, jak do tego wszystkiego doszło...
Szedłeś sobie swoją drogą, jak dotychczas, tą samą każdego dnia, mniej lub bardziej wyboistą, z ostrzejszymi lub łagodniejszymi zakrętami, aż nagle trafiło się nie wzniesienie, a prawdziwa góra do zdobycia, tylko kamieni w plecaku zdecydowanie za dużo, jak na poradzenie sobie z takim wyzwaniem. Nie zdążyłeś złapać oddechu, odpocząć, nacieszyć się etapem pięknych widoków, gdy było "z górki", a potem wziąć rozbiegu. Ale przede wszystkim nie było Ci dane opróżnić plecaka...
Ile da się udźwignąć, zanim znajdziemy się w momencie, w którym znalezienie "włącznika" zadecyduje o tym, czy damy radę się podnieść, otrzepać i iść dalej?
Są piwnice, w których go nie znajdziemy, bo go tam nie ma. Ale chcę wierzyć w to, że skoro do jakiejś piwnicy dało się wejść, to musi się dać również z niej wyjść. Z pomocą światła bądź bez.
Ale gdy już znajdziemy wyjście, po bezsilności nie będzie ani śladu, a my będziemy gotowi znowu wrócić na naszą drogę, i oby ten odcinek "z górki" nie był stromy, ale łagodnie trwał i trwał. Łapmy wtedy oddech, spróbujmy opróżnić plecak, znajdźmy powód do jednego szczerego uśmiechu. Może wtedy kolejne wzniesienie okaże się łatwiejsze do pokonania? Mocno w to wierzę :)
Zdjęcie dzięki:
https://www.istockphoto.com/pl/obrazy/%C5%9Bwiate%C5%82ko-w-ko%C5%84cu-tunelu