Wstaję rano, niby dzień jak każdy. Ale budzik drażni jakoś bardziej, niż zwykle. Z łóżka wstać tak ciężko, jakby było się do niego przywiązanym, i dla pewności, że nie wstaniesz- jeszcze przyklejonym.
Pochylam się nad łóżeczkiem, biorę Miśka na ręce i mam wrażenie, jakby przez noc zrobił się cięższy o kilka kilo. Ja się pytam- jak to w ogóle możliwe?! I już wiem, że to ewidentnie nie będzie "mój" dzień.
To jest taki dzień, kiedy ogarniasz się na minimum z minimum i wychwalając pod niebiosa geniusza, który wymyślił czapkę, cieszysz się, że akurat dzisiaj bardzo ci się ona przyda żeby ukryć to, czego nie chce ci się zbyt wybitnie ogarniać na głowie :D no co, Tobie się to nie zdarza?! ;) pozostałe ogarnięcie ogranicza się do użycia tuszu do rzęs i stwierdzasz, że dziś to musi wystarczyć :D
Maja ledwo tknęła śniadanie, potem oświadcza kategorycznie, że mam Jej nie zakładać żadnej spinki do włosów. Na moje pytanie "Dlaczego?" słyszę "No mamo, nie, bo nie". Postanawiam odpuścić dalsze dociekanie i rezygnuję z tej spinki, bo kłótnia na "dobry" początek dnia to ostatnia rzecz, której mi potrzeba.
A Michał jak to Michał. Tak zaaferowany przymusowym spacerem do przedszkola, że ma czas na wszystko, tylko nie na to, żeby się ubierać do wyjścia. Dziś bunt dotyczy rękawiczek. 10 minut później dane mi będzie się przekonać, że jaśnie Książę jako środek lokomocji wybierze dziś piechotę zamiast wózka. Akurat kuźwa dzisiaj!
No to spóźnienie się mamy jak w banku, choć tego dnia musimy być punktualnie. Szybka kalkulacja- lepiej dotrzeć spóźnionym bez krzyków, czy na czas, ale po solidnym marudzeniu i płaczu o nic, który z pewnością będzie słyszany nawet u sąsiadów na ostatnim piętrze? Nie wiem, co lepsze. Jakbym miała czas, to chyba bym rzuciła monetą :D ale że go nie miałam, to wybrałam pierwszą opcję.
Ten dzień trwa dla mnie nieco ponad godzinę, a ja już z całkowitym przekonaniem mogę stwierdzić, że po kolejnej nieprzespanej nocy i trudnym poranku, cały dzień będzie wyzwaniem.
Kiedy zaczynałam pisać ten post dokładnie 2 tygodnie temu, nie miałam pojęcia, że nie dokończę go tego dnia, bo okaże się, że z pozoru niewinny ból brzucha nasili się do tego stopnia, że przed północą zamiast spać we własnym łóżku, będę się wiercić na łóżku szpitalnym w towarzystwie kroplówki...
Wróciłam po kilku dniach, lżejsza o optymizm, kilka kilo i wyrostek ;) optymizm wraca, kilogramy trochę opornie, ale się nadrobi, za to wyrostek pożegnałam bez żalu :D
I jak czytam to, co wtedy pisałam, to wiecie co? Bardzo chciałabym poczuć tamto moje "standardowe" zmęczenie i czuć je codziennie zamiast tego, jaka teraz jestem do dupy ;) doceniła po czasie ha!
Dobranoc :)
Zdjęcie dzięki:
https://polki.pl/zdrowie/choroby,przyczyny-ciaglego-zmeczenia-10-mozliwych-przyczyn-chronicznego-zmeczenia,10045666,artykul.html
To jest taki dzień, kiedy ogarniasz się na minimum z minimum i wychwalając pod niebiosa geniusza, który wymyślił czapkę, cieszysz się, że akurat dzisiaj bardzo ci się ona przyda żeby ukryć to, czego nie chce ci się zbyt wybitnie ogarniać na głowie :D no co, Tobie się to nie zdarza?! ;) pozostałe ogarnięcie ogranicza się do użycia tuszu do rzęs i stwierdzasz, że dziś to musi wystarczyć :D
Maja ledwo tknęła śniadanie, potem oświadcza kategorycznie, że mam Jej nie zakładać żadnej spinki do włosów. Na moje pytanie "Dlaczego?" słyszę "No mamo, nie, bo nie". Postanawiam odpuścić dalsze dociekanie i rezygnuję z tej spinki, bo kłótnia na "dobry" początek dnia to ostatnia rzecz, której mi potrzeba.
A Michał jak to Michał. Tak zaaferowany przymusowym spacerem do przedszkola, że ma czas na wszystko, tylko nie na to, żeby się ubierać do wyjścia. Dziś bunt dotyczy rękawiczek. 10 minut później dane mi będzie się przekonać, że jaśnie Książę jako środek lokomocji wybierze dziś piechotę zamiast wózka. Akurat kuźwa dzisiaj!
No to spóźnienie się mamy jak w banku, choć tego dnia musimy być punktualnie. Szybka kalkulacja- lepiej dotrzeć spóźnionym bez krzyków, czy na czas, ale po solidnym marudzeniu i płaczu o nic, który z pewnością będzie słyszany nawet u sąsiadów na ostatnim piętrze? Nie wiem, co lepsze. Jakbym miała czas, to chyba bym rzuciła monetą :D ale że go nie miałam, to wybrałam pierwszą opcję.
Ten dzień trwa dla mnie nieco ponad godzinę, a ja już z całkowitym przekonaniem mogę stwierdzić, że po kolejnej nieprzespanej nocy i trudnym poranku, cały dzień będzie wyzwaniem.
Kiedy zaczynałam pisać ten post dokładnie 2 tygodnie temu, nie miałam pojęcia, że nie dokończę go tego dnia, bo okaże się, że z pozoru niewinny ból brzucha nasili się do tego stopnia, że przed północą zamiast spać we własnym łóżku, będę się wiercić na łóżku szpitalnym w towarzystwie kroplówki...
Wróciłam po kilku dniach, lżejsza o optymizm, kilka kilo i wyrostek ;) optymizm wraca, kilogramy trochę opornie, ale się nadrobi, za to wyrostek pożegnałam bez żalu :D
I jak czytam to, co wtedy pisałam, to wiecie co? Bardzo chciałabym poczuć tamto moje "standardowe" zmęczenie i czuć je codziennie zamiast tego, jaka teraz jestem do dupy ;) doceniła po czasie ha!
Dobranoc :)
Zdjęcie dzięki:
https://polki.pl/zdrowie/choroby,przyczyny-ciaglego-zmeczenia-10-mozliwych-przyczyn-chronicznego-zmeczenia,10045666,artykul.html
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz